
Wreszcie! Czas na mecz o wszystko! Zapowiedź 7.kolejki
Po raz ostatni zapowiadamy niedzielne spotkania w tym sezonie. I chociaż liczyliśmy, że wśród nich będą dwa mecze o mistrzostwo, to i tak narzekać nie będziemy.
Zacznijmy jednak od informacji o transmisji. Tak naprawdę to cała sprawa rozstrzygnie się w sobotę, bo po tym jak ostatnio zaliczyliśmy problem techniczny oddaliśmy sprzęt do naprawy, mieliśmy zapewnienie że do soboty zostanie zwrócony i zobaczymy co z tego wyjdzie. Gdyby się okazało, że problem nie został rozwiązany, to niestety sprawy nie przeskoczymy i jedyne co będziemy mogli zrobić, to nagrać spotkania i np. puścić je z odtworzenia. Ale bądźmy dobrej myśli – wieczorem wszystko powinno być jasne.
Co do kursów, to BETFAN na ostatnią kolejkę bardzo się postarał i w okolicach południa wrzucimy artykuł z pełną ofertą na siódmą serię gier. A teraz czas na clou programu.
Niedzielne granie rozpoczniemy już o godzinie 8:30. Pora wczesna, ale chcieliśmy dogodzić wielu ekipom, które potrzebowały zagrać z samego rana i stąd taka decyzja. A najwcześniej przy Warszawskiej 41 muszą zjawić się Al-Maj Car i RDK Szewnica. Teoretycznie to może być klasyczny mecz o pietruszkę, natomiast w momencie gdy się rozpocznie, to będzie miał dużą rangę, bo niewykluczone że zobaczymy w nim zespół, który sięgnie po brązowy medal 1.ligi. Sprawa jest jednak o tyle skomplikowana, że tutaj nie wszystko zależy od uczestników tego starcia. Może się okazać, że nawet przy zwycięstwie, tej trzeciej lokaty nie uda się zdobyć, bo jeśli Black Dragons pokonają Magnatt, to oni zgarną brązowe krążki. No ale nie wolno o tym myśleć. Trzeba skoncentrować się na swojej robocie, by potem nie mieć do siebie pretensji, że zrobiło się za mało. Ale nawet abstrahując od stawki, to tutaj naprawdę szykuje się porządne meczycho. Al-Maj ograł ostatnio AutoSzyby, z kolei o sukcesie Szewnicy w Pucharze Ligi wiedzą chyba wszyscy. I pewnie część z Was myśli sobie, że drużyna Marcina Białka jest teraz w takiej dyspozycji, że żaden przeciwnik jej niestraszny. Ale przestrzegamy przed lekceważeniem markowian. To jest zespół świetnie poukładany taktycznie, mądry, który wie na kim trzeba się tutaj skupić i jak uprzykrzyć życie Szewnicy. Dlatego niech porzucą nadzieję ci, którzy widzą tutaj tylko jeden możliwy scenariusz. Tym bardziej, że Al-Maj do tego momentu wygrywał ze wszystkimi drużynami, które są pod nim w tabeli i tę passę chciałby podtrzymać. To zagwarantuje mu przynajmniej czwarte miejsce na koniec sezonu, co byłoby dużym sukcesem, zważywszy na fakt, że tę edycję rozpoczęli od dwóch porażek. Dlatego wg nas to spotkanie będzie długo oscylowało wokół remisu i detale będą decydować o tym, kto okaże się minimalnie lepszy.
Podobnych rozterek nie mamy w drugim meczu. Gdy kolejki mijały a OknoTech i Bad Boys kompletowały sukcesy, wydawało się, że nie ma innej opcji, niż sytuacja w której jedni i drudzy w ostatnim meczu sezonu rozgrywają między sobą złote medale 2.ligi. No ale Źli Chłopcy musieli zmienić swoje cele. Obecnie notują serię dwóch porażek z rzędu i nie dość, że o wygraniu zaplecza elity mogą zapomnieć, to jeszcze pod dużym znakiem zapytania stoi to, czy w ogóle utrzymają się na podium. By tak się stało potrzebują przynajmniej remisu, ale czy taki wynik, biorąc pod uwagę okoliczności, jest w ogóle realny? My widzimy to kiepsko. Co prawda nie znamy składu na niedzielę drużyny z Ostrówka, natomiast pytanie czy ta wiedza jest nam potrzebna i czy ona cokolwiek zmienia. Bo nawet gdyby pojawili się wszyscy z rodzinki Woźniaków, to faworyt i tak będzie po drugiej stronie boiska. I nieważne że OknoTech ma już złoto i awans. Oni chcą zakończyć zmagania z przytupem i wygrać wszystkie spotkania w sezonie. To nie wróży najlepiej Bad Boysom, nawet jeśli często przypominamy, że oni lepiej grają z teoretycznie silniejszymi. I chcielibyśmy, żeby tę tezę potwierdzili, bo to by oznaczało dobry mecz, w którym OknoTech będzie się musiał porządnie spocić. Ale tej wiary w nas brakuje. W naszej ocenie losy Bad Boys na podium nie będą zależały od nich, ale od tego, co zrobi około godziny 13:00 Retro. I nie jest to na pewno fajna perspektywa, ale wygląda na najbardziej prawdopodobną. Jednak gdyby się okazało, że będziemy musieli te słowa odszczekać, to zrobimy to z przyjemnością.
A o 10:30 rozpocznie się potyczka, na którą wszyscy czekamy! Starcie o mistrzostwo V edycji, gdzie dowiemy się, czy PrefBud nawiąże do złotych czasów Green Teamu i dwa razy z rzędu sięgnie po złoto, czy też po raz pierwszy w swojej przygodzie ze Strefą 6, z tytułu będzie się cieszył Al-Mar. Jedno nie ulega wątpliwości – spotka się dwóch godnych siebie rywali, którym przyświeca jeden cel. PrefBudowi do tytułu wystarczy remis i chociaż oczywiście nikt nie będzie tutaj grał na podział punktów, to ten wentyl bezpieczeństwa na pewno się ekipie Rafała Kowalczyka przyda. Al-Mar jest natomiast świadomy, że nawet jeśli będzie prowadził, to różnica jednego czy dwóch goli to będzie bardzo cienka granica, którą można zniwelować dosłownie w kilkadziesiąt sekund. Wiemy jednak, że pretendenci szykują na tę potyczkę praktycznie najsilniejszy skład i oni sobie nie wyobrażają, że to wszystko może się dla nich źle skończyć. Ale statystyki mówią co innego – w dwóch dotychczasowych meczach między tymi ekipami PrefBud zawsze wygrywał i zawsze robił to zdecydowanie. Spójrzmy chociażby na ostatnią bezpośrednią potyczkę, gdzie Marcin Rychta dysponował i Karolem Sochockim i Mateuszem Muszyńskim a nic nie zdziałał, gładko ulegając 2:8. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że ilekroć PrefBud pokonywał Al-Mar, to zawsze maczał w tym palce Damian Matuszewski. Teraz tego gracza zabraknie i ciekawe czy Patryk Czajka będzie w stanie wskoczyć w buty Damiana i poprowadzić drużynę do tytułu. Takich pytań jest oczywiście dużo więcej – który bramkarz będzie miał lepszy dzień, jak obydwaj kapitanowie poradzą sobie z zarządzaniem zmianami i przede wszystkim jaki plan taktyczny zastosują jedni i drudzy. Cieszymy się, że na te pytania odpowiedzi poznamy już za nieco ponad 24h. I życzymy sobie tylko jednego – by o wszystkim zdecydowały umiejętności. Żeby nie było głupich kartek, wykluczeń, złych emocji które spowodują, że ktoś sam zredukuje swoje szanse na tytuł. Jeżeli to się uda, to o jakość sportową jesteśmy spokojni. Liczymy na 50 emocjonujących minut, chociaż nie pogardzilibyśmy nawet kilkoma, byleby to były te ostatnie, decydujące o wyniku. A kto wygra? Prawdę mówiąc, to mamy do czynienia z takimi drużynami, gdzie naprawdę jest nam to obojętne. To będzie godny mistrz, bez względu na to kogo będziemy nim tytułować. Niech wygra po prostu lepszy!

A gdy już dowiemy się, komu przypadnie złoto, na boisku w Woli rozgorzeje walka o brąz. Przed szansą, by zdobyć taki krążek po raz drugi z rzędu, staną reprezentanci Black Dragons. Warunek jest prosty – zwycięstwo nad Magnattem. Teoretycznie może tutaj wystarczyć nawet remis, ale nie ma sensu kombinować i się denerwować, skoro trzy punkty w sposób jednoznaczny rozwieją w tej kwestii wątpliwości. Czarne Smoki wszystko mają w swoich nogach, co przecież jeszcze kilka tygodni temu wydawało się czymś z gatunku science-fiction. A skoro rywalizację o najniższy stopień podium stoczą z Magnattem, który zna już swoje przeznaczenie i wie, że nie ucieknie ze strefy spadkowej, no to czy jest sens coś więcej tutaj pisać? Niewykluczone, że to będzie jedynie formalność, aczkolwiek zespół Radka Turowskiego udowodnił w Pucharze Ligi, że to nie jest tak, iż ten sezon spisał już na straty. Mimo rozczarowujących wyników trzon drużyny wciąż przyjeżdża na mecze i skoro jest jeszcze okazja, by trochę napsuć krwi drużynie, która o coś walczy, to czemu tego nie zrobić? Takie sensacyjne zwycięstwo lub remis byłoby szczególnie ważne dla wspomnianego przed chwilą kapitana Magnatta. Z prostej przyczyny – w domu będzie mógł trochę ponaigrywać się ze swojego syna Sebastiana, który reprezentuje Black Dragons. Ale czy przypadkiem nie wybiegamy za daleko w przyszłość? Ilekroć nakręcaliśmy Magnatt do walki, do tego by się nie poddawali, to te wyniki i tak były bardzo słabe, dlatego nie łudzimy się, że tutaj nagle coś się odmieni. Dragonom po prostu nie wypada zmarnować okoliczności, które się stworzyły i gdyby w batalii z przedostatnim zespołem w tabeli, który o nic nie walczy, pogrzebali swoje szanse, to rozczarowanie byłoby ogromne. I nawet jeśli nic nie wskazuje na to, by mieli tutaj jakieś problemy, to liczymy że Magnatt zrobi wszystko co w jego mocy, by rywale chociaż przez krótką chwilę nie byli pewni swego.
Po krótkiej przerwie na polu gry zameldują się Tygłysy i Retro. I tak jak pisaliśmy wcześniej – może się okazać, że dla ekipy Patryka Kukwy będzie to spotkanie na wagę brązowego medalu w 2.lidze. I domyślamy się, że zespołowi z Radzymina bardzo by zależało na tym, aby na tym medalowym miejscu skończyć. Jest w tym pewien paradoks, bo w poprzednich sezonach zdawali się grać lepiej, a jednak do podium było daleko, a teraz nie zawsze nas przekonywali, a mimo to do samego końca są w grze o TOP 3. Ale to że są w ogródku, wcale nie oznacza, że przywitają się z gąską. Bo przeciwnik na jakiego trafili w ostatniej kolejce nie należy do najłatwiejszych. Tygłysy to drużyna, która gdyby ten mecz odbywał się na początku sezonu, byłaby naszym faworytem w tej parze. No ale dziś wygląda to trochę inaczej. Ekipa popularnego „Jaszyna” gra w tym momencie tylko i aż o czwarte miejsce i trudno powiedzieć, jaką będzie miała motywację by je zgarnąć. Chociaż motywacja to może nie jest dobre słowo, bo o nią jesteśmy raczej spokojni. Natomiast żeby podjąć tutaj rękawicę, musi być skład. A tutaj wygląda to bardzo różnie i chociaż są zawodnicy, na których kapitan może liczyć zawsze, to są też tacy, którzy raz są a raz nie. Jeśli to będzie ten dzień, w którym termin przypasuje większości Tygłysów, to Retro będzie miało problem. Natomiast i tak kluczem będzie to, co drużyna Squadu będzie miała sama do zaproponowania. Bo tutaj potrzeba naprawdę dobrego spotkania, takiego które od pierwszej do ostatniej minuty będzie się układało według ich scenariusza. W tej edycji chyba żadne tak nie wyglądało, a przecież potencjał ku temu jest. A czy swoje zrobi presja? Czy medal będący na wyciągnięcie ręki nie spowoduje, że ta drużyna bardziej niż z rywalem przegra ze sobą? To byłoby niesamowicie bolesne i wolelibyśmy nie być na miejscu Retro, gdyby musieli doświadczyć tego czarnego scenariusza.

A czy w przypadku Old Stars Team spełni się hasło „do siedmiu razy sztuka”? Ta parafraza słynnego powiedzenia wydaje się być zasadna, bo w niedzielę drużyna Artura Guza będzie miała absolutnie ostatnią okazję, aby swojego debiutanckiego sezonu w Strefie Szóstek nie zakończyć z zerem. No i chyba pewne perspektywy na to są, bo po pierwsze – rywalem będzie Joga Bonito, która jest tylko o jedno miejsce wyżej w tabeli. A po drugie – Old Stars całkiem nieźle wypadli w Pucharze Ligi, gdzie zajęli trzecie miejsce i pokonali Bad Boys. Oczywiście nie można tego zwycięstwa przeceniać, bo stawka była niewielka a przeciwnik miał swoje problemy, ale wcale się nie dziwimy triumfatorom, że przyjęli je z dużą radością. No i dlaczego mieliby po tym małym kroczku nie wykonać kolejnego, trochę większego? Joga oczywiście jest tutaj mocnym kandydatem do zdobycia całej puli, natomiast nie można jej traktować w kategorii pewniaka. Podopieczni Bartka Brejnaka przede wszystkim nie mogą zlekceważyć oponenta, muszą przyjechać konkurencyjnym składem, bo jeśli będzie inaczej, to może się skończyć różnie. Tym bardziej, że to jest jeden z niewielu meczów w sezonie, gdzie to Joga musi, a rywal tylko może. Nie będzie jednak wielkim odkryciem stwierdzenie, że po stronie Old Stars dużo będzie zależało od personaliów. Ten zespół chyba jeszcze ani razu nie zagrał w optymalnym zestawieniu, a tylko ono daje nadzieję, że nie skończy się tutaj tak, jak w sześciu poprzednich przypadkach. No ale tego dowiemy się dopiero na miejscu. Co do Bonito, to tutaj nie jest wymagana obecność wszystkich najlepszych graczy, natomiast trzon musi być. I jeśli on się pojawi i będzie komu zdobywać gole, to według nas Old Stars powalczą, być może różnica bramkowa będzie najniższa ze wszystkich meczów, w jakich wzięli udział, ale skończy się jednak ich porażką. Bo – przepraszamy za mocne słowa – gdyby Joga tutaj przegrała, to naprawdę trzeba byłoby się zastanowić nad sensem dalszej gry. Bo jeśli po tylu latach wspólnego grania ulegliby dopiero co uformowanej ekipie, to naprawdę źle by to wyglądało…
Wiele obiecujemy sobie z kolei po przedostatniej potyczce. Wola Rasztowska po tym jak wygrała 3:0 z Tygłysami i zajęła czwarte miejsce w Pucharze Ligi widać że złapała niezłą formę. Tylko czy to wystarczy na Show Team? Przemek Matusiak zdradził nam, iż nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu, w niedzielę melduje się mocny skład, bo zespół chce z pompą awansować do 1.ligi. Poza tym choćby Piotrek Bober czy Janek Malinowski walczą o swoje w klasyfikacjach indywidualnych, więc nawet jeśli kolegom z drużyny czasami nie będzie się chciało, to oni będą tutaj starać się podwójnie. Jednak Wola, z takim dość spokojnym stylem gry, gdzie bardzo ważna jest dla nich defensywa, nie stoi na straconej pozycji. Nie zapominajmy zresztą, że to właśnie ta ekipa wyrzuciła Show Team z Pucharu, więc mamy tutaj dodatkowe smaczki. Dużo będzie zależało od tego, czy w obozie miejscowych zobaczymy Konrada Bulika. Gdyby Konrad znów decydował o obronie Woli, to napastnicy Show Teamu nie będą mieli łatwo zapisywać na swoje konto kolejne gole czy asysty. Wiele w tej kwestii zależy też od Andrzeja Grudzińskiego a więc bardzo solidnego bramkarza, który miał swój spory udział w ostatnich dobrych wynikach zespołu Mateusza Kowalczyka. Gdyby tak zebrać więc to wszystko w jedną całość, to chyba możemy zacierać ręce na fajne spotkanie. W końcowym rozrachunku postawimy jednak na Show Team i jedynym pytaniem pozostaje, kto tym razem pociągnie tę drużynę do sukcesu. Bo chyba w żadnej innej drugoligowej ekipie, nie ma aż tylu kandydatów co tutaj.
Ostatni, 56 mecz w sezonie. I trochę spotkanie podwyższonego ryzyka, bo i dla AutoSzyb i dla Lemy ten sezon był nieudany, co budzi w nas swojego rodzaju niepewność, czy ta potyczka na pewno dojdzie do skutku. Ale mamy taką nadzieję. Bo sezon był krótki, meczów nie za dużo, dlatego warto przyjechać i godnie pożegnać się ze zmaganiami. Lema nie ma już żadnych szans na poprawienie swojej lokaty, z kolei Szyby mogą jeszcze się łudzić, że przy super zbiegu okoliczności, skończą na pudle. Tyle że pewnie nawet sami zawodnicy już w to nie wierzą. Na własne życzenie skomplikowali sobie sprawę i tego rozbitego wazonu już się nie da skleić. Ale w ostatnim meczu wypada powalczyć. Nie ma co myśleć o rozlanym mleku, tylko trzeba po prostu zrobić swoje i chociaż w pewnym stopniu zrehabilitować się za te ostatnich kilka kolejek. A Lema? Ten zespół może tutaj pokazać dwie twarze – taką, którą uzewnętrzniał częściej, czyli gdy skład był średni i głównie zaliczał wysokie porażki. Ale nie możemy zapomnieć o tym, co stało się przed dwoma tygodniami, gdzie chłopaki o mało nie ograli PrefBudu. I jeśli zjawią się w podobnym zestawieniu jak wtedy, to AutoSzyby czeka droga przez mękę, gdzie wcale nie musi dojść do happy endu. Ale już tak uciekając od wyniku, który jak widzimy będzie zależny od wielu zmiennych, to przede wszystkim liczymy że to spotkanie w pewien sposób godnie zwieńczy nam te kilka miesięcy wspólnej rywalizacji. Mamy nadzieję na dużo goli, na trochę radosnej piłki oraz na to, że w przeciwieństwie do ostatnich meczów tych ekip, więcej będzie się mówiło o samym spotkaniu, a nie o sędzim. I tak 56-sta zapowiedź w tym sezonie przeszła do historii… 🙂
Na koniec przypomnienie, że cały czas możecie podawać swoje typy w Lidze Typerów na 7.kolejkę. Bez względu na to w którym momencie dołączycie do zabawy, to i tak macie szansę na wygraną – szczegóły TUTAJ.
Życzymy Wam udanej soboty i do zobaczenia jutro!
PS: lubisz nasze zapowiedzi? Polub je na Facebooku TUTAJ.