
AbyDoPrzodu zdemolowane! Czarna passa Lemy trwa.
Chcieliśmy końcówki sezonu pełnej emocji – to będziemy ją mieli! Bo zwycięstwo Beer Team nad AbyDoPrzodu powoduje, że mistrza poznamy dopiero w ostatnim meczu pierwszej edycji!
A niemal w ciemno można chyba założyć, że z marzeniami o podium muszą się pożegnać gracze Bad Boys. Chłopaki z Ostrówka co prawda mają jeszcze matematyczne szanse na medale, ale przegrywając w niedzielę po raz drugi z rzędu, praktycznie zamknęli sobie drogę do miejsc 1-3. Tym razem nie sprostali HandyMan, a ten mecz jako żywo przypominał nam potyczkę Złych Chłopców z Lema Logistic. Tam do przerwy też było wyrównanie, a potem przeciwnicy strzelili kilka goli pod rząd i nie było szans, by ich dogonić. Tutaj było identyczne – premierowe 25 minut nie miało swojego faworyta, ale na początku drugiej połowy Hendymeni zanotowali dwie bramki w odstępie kilku chwil i wjechali na autostradę po trzy punkty. Momentem zwrotnym tego spotkania mogła być jednak 35 minuta, gdy Bad Boys mieli okazję dojść konkurenta na odległość jednego trafienia, jednak Jarek Przybysz nie wykorzystał rzutu karnego (strzał w poprzeczkę), co totalnie pozbawiło energii goniących (gracz BB zrehabilitował się potem efektownym trafieniem od dwóch słupków – video poniżej). Później sprawy w swoje nogi wziął dodatkowo Jacek Markowski i z wyrównanego meczu skończyło się na 9:3. Ten sukces spowodował, że Krzysiek Smolik i spółka zanotowali skok w ligowej hierarchii i niewykluczone, że to właśnie oni wygrają wyścig o piąte miejsce w tabeli. Może nawet kosztem Bad Boysów, którzy to co zabrali w tym sezonie bogatym, coraz częściej zaczynają rozdawać biednym…
Czarne chmury od dawna zbierały się też nad Lema Logistic. Pisaliśmy w zapowiedziach, że mecz z Copą to tak naprawdę ostatni dzwonek na uratowanie tego sezonu i sprawienie, by ostatnie kolejki ekipa z Radzymina grała o stawkę, a nie o pietruszkę. No ale już wiemy, że ta sztuka się nie udała. I podobnie jak przed tygodniem, gdy rywalem Lemy było AbyDoPrzodu, tak i teraz możemy stwierdzić, że drużyna z Radzymina zagrała niezłe zawody, ale na ekipy ze ścisłej czołówki „nieźle” to po prostu za mało. Copa, która wczoraj musiała sobie radzić bez nominalnego bramkarza, zdawała sobie sprawę, że to nie będzie łatwy mecz, lecz po tym jak objęła dwubramkowe prowadzenie, to później ani przez chwilę poniżej tej przewagi nie zeszła. Miała jednak trudne momenty, choćby ten gdy w 37 minucie straciła bramkę po strzale Arka Pisarka i wynik brzmiał wówczas 4:2. Lema zaryzykowała, miała też delikatną inicjatywę i prędzej spodziewaliśmy się tutaj gola na 4:3 niż na 5:2. No ale wtedy Logistyczni stracili bardzo głupią bramkę, przy której asystę zaliczył golkiper przeciwników a całej tej sytuacji można było spokojnie zapobiec. To całkowicie odebrało wiarę Logistycznym na dobry wynik i nawet zwycięzców chyba tak uspokoiło, że później marnowali nawet takie okazje, jak ta na filmiku. Reasumując – Kopacze wygrali zasłużenie a w wyniku porażki AbyDoPrzodu, właśnie wskoczyli na wygodny fotel lidera Strefy 6. Czy pozwolą się z niego zrzucić? To pytanie będziemy sobie zadawali jeszcze przez najbliższe dwa tygodnie.
A jak doszło do tego, że z pierwszym miejscem w tabeli musieli się pożegnać (przynajmniej tymczasowo) przedstawiciele AbyDoPrzodu? Chyba wszyscy domyślaliśmy się, że ich rywalizacja z Beer Teamem nie będzie należała do spacerków, ale nikt nie sądził, iż Kamil Melcher i spółka dostaną tutaj takie lanie. Wynik 8:0 nie jest jednak jednoznaczny. Tak naprawdę, to pierwsza połowa należała do faworytów, którzy mieli przewagę, łatwiej przychodziło im kreowanie okazji, ale problem leżał w skuteczności. Podczas gdy zespół z Duczek nie wykorzystał kilku wybornych okazji, to jedyny celny strzał Beer Teamu w tej części spotkania był tym, który ustalił wynik pierwszej połowy na 1:0. Co więcej – to trafienie nastąpiło ledwie kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu spotkania. A druga odsłona zaczęła się identycznie jak poprzednia – nie minęło 60 sekund i ekipa Łukasza Kowalskiego prowadziła już 2:0. AbyDoPrzodu waliło z kolei głową w mur, a chcąc za wszelką cenę złapać bramkowy kontakt, narażało się na groźne kontry. I w ten sposób można sobie wyobrazić końcówkę tego meczu. Podsumowaniem występu dotychczasowych liderów był niewykorzystany rzut karny – w 48 minucie Mateusz Karpiński obronił strzał Konrada Kupca. Po ostatnim gwizdku w obozie przegranych widać było lekkie zaskoczenie zaistniałymi okolicznościami. Ale też nie zapominajmy, że ten zespół na jedną wpadkę w tym sezonie mógł sobie pozwolić. Teraz, gdy już tego marginesu błędu nie będzie, to pewnie nie zabraknie też Rafała Radomskiego, bo widać, że bez niego z tymi trudniejszymi przeciwnikami będzie ciężko. Co do Beer Teamu, to brawa dla nich za zwycięstwo, które niemal gwarantuje im medale na koniec sezonu. Wygrać taką różnicą, nie tracąc nawet gola, to duża sztuka. Ale tak jak pisaliśmy – dla nich ten mecz znaczył dużo więcej niż dla rywali. I kto wie, czy nie miało to kluczowego znaczenia dla końcowego rozstrzygnięcia.
Ale nie tylko AbyDoPrzodu zostało sprowadzone na ziemię w ostatni dzień weekendu. Po dwóch zwycięstwach w ostatnich dwóch kolejkach bolesnej porażki doznali gracze Joga Bonito. Niby należało się spodziewać, że z Magnattem będą mieli problem by zapunktować, ale wydawało się, że to będzie bardziej wyrównany mecz, niż ten który zobaczyliśmy. A tak naprawdę, to emocje skończyły się błyskawicznie, bo ekipa nieobecnego Mariusza Wdowińskiego w pewnym momencie tego spotkania prowadziła nawet 8:0. Obrona Jogi zupełnie nie radziła sobie z Michałem Krajewskim, Łukaszem Godlewskim i spółką, a dobrze pilnowany był też Mateusz Muszyński, który nie mógł rozwinąć skrzydeł. Dopiero w 35 minucie gracze Bonito po raz pierwszy znaleźli sposób na pokonanie Norberta Kucharczyka, ale jasnym było, że nawet jeśli coś do worka jeszcze dorzucą, nie wystarczy to do niczego innego, niż honorowa porażka. Niestety – było to spotkanie, o którym nie będziemy zbyt długo pamiętać i które pokazuje też, że Bartek Brejnak musi pomyśleć nad wzmocnieniami w obronie. Rywale zbyt często mieli za dużo wolnego miejsca i wśród defensorów brakowało agresji, doskoku, jak również kogoś, kto by tym wszystkim zarządził. To wszystko było wodą na młyn dla Magnatta, któremu jak pozwoli się na dużo, to potrafi zagrać przyjemnie dla oka. Szkoda tylko, że stało się to dopiero na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu…
Zapach niespodzianki nawet przez chwilę nie uniósł się też nad obiektem w Woli w spotkaniu Studio-Car kontra The Naturat. Łudziliśmy się, że ligowi outsiderzy trochę postraszą ferajnę Adriana Wojdy, no ale jedyne na co było ich w tym pojedynku stać, to dwa gole. To wszystko ma jednak swoje źródło w haśle „frekwencja”. Grając z tylko jednym rezerwowym trudno było tutaj marzyć o czymkolwiek, szczególnie że Studio-Car zdawało sobie sprawę, jakie konsekwencje może mieć porażka. Wbrew pozorom to nie jest bowiem tak, że mecze z The Naturatem ktoś traktuje ulgowo – wręcz przeciwnie. Tutaj nikt nie chce sobie pozwolić na bycie pierwszym i być może jedynym zespołem, który z Fioletowymi straci punkty. Ale trzeba też wspomnieć, że początek tego meczu wcale nie zapowiadał jakiejś totalnej deklasacji. Z ust Mateusza Wojdy padły nawet słowa, że „jak będziemy tak dalej grali, to przegramy” i były one słuszne, bo faktycznie te premierowe minuty w wykonaniu faworytów były niemrawe. Potem wszystko jednak wróciło do normy, a robotę zrobił przede wszystkim Rafał Kudrzycki – mający udział niemal przy każdym trafieniu ekipy w zielonych koszulkach. Gdyby The Naturat miał napastnika o podobnej klasie, to może punktowy dorobek wiele by się nie zmienił, ale bramkowy na pewno. No ale na myślenie o wzmocnieniach przyjdzie jeszcze czas – teraz trzeba grać tymi co są, w nadziei, że cud jeszcze w tym sezonie nastąpi.
W raportach meczowych pojawiły się już wszystkie statystyki – prosimy o dokładną weryfikację, czy nie ma tam żadnych błędów. A we wtorek jak zwykle zapraszamy na stronę w celu obejrzenia dwóch ciekawych wywiadów!